wtorek, 31 grudnia 2013

Ostatni tydzień AD 2013

Puk puk. Dzień dobry, dawno mnie tutaj nie było. O pan dyrektor, witam serdecznie, dawnośmy się... Tak wiem panie redaktorze, wiem, że jest pan zły. Ale niech się pan nie denerwuje, chce pan żebyśmy się w święta pokłócili? Ile razy pan dzwonił? Naprawdę? Nie no ja zawsze starałem się odbierać połączenia, szczególnie od pana. Wie pan, różne rzeczy się zdarzają człowiekowi. Jakie? Hmm, długo by opowiadać panie redaktorze, jak się kiedyś na kawie spotkamy po pracy to panu opowiem. Ależ oczywiście, wracam do pisania. Od kiedy pan pyta, no.. od zaraz. Niewątpliwie nie będzie takiego następnego razu panie dyrektorze. Oczywiście, jak najprędzej. Tak jest. Robi się. A czy mógłby pan dyrektor.. Tak, przepraszam, zapytam kiedy indziej. Tak, nie ma najmniejszego problemu. Do widzenia, tylko proszę, niech pan nie trzaska drz-... 


Pan dyrektor wyszedł. Miejmy nadzieję, że nie wróci. Okres świąteczno-noworoczny niestety nie sprzyja zwiększonej aktywności umysłowej. Ale, mówię sobie, przecież mi się należy, skoro podczas tygodnia pracy przed świętami długość mojego snu niebezpiecznie utkwiła w okolicach sześciu godzin. Tymczasem podzielę się z Wami moimi wrażeniami z wydarzenia, którego byłem uczestnikiem jeszcze przed świętami.

Z wizytą bez wizy


W stolicy republiki federalnej bywałem w swoim życiu kilkakrotnie, z racji, że odległość łącząca je z moim ukochanym miastem, miejscem zamieszkania, jest niewielka. Jednak co zwróciło moją uwagę to fakt, że większość tych wyjazdów odbyła się w zamierzchłej (z dzisiejszego punktu widzenia) historii szkoły podstawowej. Z tego powodu ostatni Berlin, który widziałem na żywo pochodził sprzed około.. pięciu lat. Nie mówię, że to wystarczająco długo aby to miasto bardzo się zmieniło, ale wystarczająco, żeby w moich majaczeniach pamięci mógł pozostać tylko wizerunek monumentalnej Bramy, widok żydowskiego pomnika pamięci który kiedyś wydawał się dobrym miejscem do zabawy w chowanego oraz dźwięk nazw kilku znajomych miejsc jak np. Unter den Linden. Może lepiej zapamiętałbym to miejsce, gdybym wcześniej czuł się w nim bardziej swobodnie. Niestety nic w tym względzie się nie zmieniło mimo upływu czasu. Nie żeby było to jakieś obskurne miejsce, wszystko raczej rozbija się o fakt, że nie za bardzo dogadujemy się z językiem niemieckim. Było tak kiedyś, pozostało tak teraz. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo lubię przebywać za granicą w celach turystycznych. To takie niezobowiązujące i przyjemne. Mogę dodać w sekrecie, że bardzo lubię jeździć metrem, którego niestety w kraju mamy deficyt, z prostego powodu: ludność naszych miast nie idzie w miliony. 

Wjazd do Niemiec autostradą A11 nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy w życiu. Beton pod odcinkiem drogi, pokonując który zdaje się często słyszeć kiepski, przebrzmiały dowcip "To jeszcze Polska?" albo odwrotny "Czy to już Polska?", pamięta zapewne jeszcze czasy Rzeszy. Peryferyjność tego miejsca wynika z małego natężenia ruchu niemieckiego. Z tego powodu zarządca drogi nie poczuwa się w obowiązku zrobienia drogi "dla Polaków", podobnie jak właściciel linii kolejowej Szczecin-Berlin, która od lat opiera się elektryfikacji.

Dawny Berlin Wschodni od strony dzielnic podmiejskich nie imponuje. Ot zwykłe osiedla z tzw. wielkiej płyty, poustawiane równolegle w rzędach i równych odstępach. Jakby zwieńczeniem tej myśli technicznej NRD jest "Wieża Telewizyjna", tym razem już w centrum, wyglądająca od dołu jak gigantycznych rozmiarów reaktor atomowy; po oddaleniu okazuje się, że jest na niego nadziana błyszcząca kulka pełniąca funkcję tarasu widokowego. Wygląda to niezbyt atrakcyjnie. 

Z kolei pozostałe miejsca oszałamiają, okolice handlowo-biznesowego "city" po zmroku mienią się tysiącami kolorów z lampek wiszących na każdej gałązce drzewa, zewsząd dojrzeć można przepych dekoracyjny; małe sklepiki i kramy oferujące wyroby rękodzielnictwa oraz słodycze i inne zakąski są tradycyjną częścią jarmarku świątecznego. Czyniąc zadość zwyczajom, zaopatrzyłem się w jednej z budek w kiełbasę/wursta; nie jestem ich wielkim fanem, ale lubię je głównie za to, że są zupełnie inne od naszych kiełbas i w zasadzie mają konsystencję parówki. Pozostałe ciastka, cukierki, zatapiane w kolorowych polewach wafle z całym szacunkiem dla nich darowałem sobie. Odwiedziłem także jedno z centrów handlowych nieopodal i raczej utwierdziłem się w przekonaniu, że asortyment sklepów w obu naszych krajach stał się bardzo zbliżony, w większość produktów można z powodzeniem zaopatrzyć się także u nas, może pomijając takie niespotykane wybryki jak ciasto milka do samodzielnego upieczenia czy mrożoną kawę Starbucks (dla mnie być może ekscentryczne, bo nie pijam kawy).

Miałem też okazję zobaczyć stałe wystawy w kilku muzeach, w których kiedyś już byłem. Za sprawą odległych czasów poprzednich wizyt, doświadczenia były zbliżone do nowych. Kolekcje dzieł sztuki i architektury z Południa, które weszły w posiadanie Niemców za sprawą przebiegłych umów z XX wieku, są spore i prezentują się ciekawie. Nic dziwnego, że rząd Egiptu próbuje usilnie odzyskać niektóre eksponaty, mają one z pewnością ogromną wartość.

Zasadniczo wyjazd był bardzo udany, szczególnie dlatego, że odbył się w towarzystwie osób, z którymi miło się spędza czas.

------------------------------------

Nie przepadam za podsumowaniami, choć sądzę, że mijający rok, mimo że nie był szczególnie pełen nieziemskich wrażeń, dostarczył mi sporo radości i satysfakcji. Poznałem wiele nowych osób, bez których możliwe, że nie byłbym tą osobą, którą jestem dzisiaj, a ten wpis (tak jak i inne tutaj) mógłby wcale nie powstać.

W Nowym Roku mam nadzieję, że utrzymam działalność na tej stronie, którą wznowiłem kilka miesięcy temu, i nadal będę to robił z wielką przyjemnością. Wszystkie pozytywne wrażenia, które miałem okazję do tej pory od Was - czytelników - usłyszeć, są dodatkowo motywujące i za nie dziękuję.

Wszystkim czytelnikom "Gorazdowskiego po godzinach" chciałbym z okazji zbliżającego się Nowego Roku życzyć przyjemności, radości i szczęśliwości w nadchodzącym czasie wraz z huczną zabawą i odpowiednią (odpowiednio wysoką) ilością napojów wyskokowych. 

Pragnę podziękować Wam za wsparcie, bez którego pewnie nie byłbym zadowolony z tego co tu piszę. 

W końcu ten blog nie jest dla mnie, lecz dla Was.


Wszystkiego dobrego i do zobaczenia w 2014 roku!

Maciek Gorazdowski

niedziela, 1 grudnia 2013

Tydzień VI, VII, VIII i który tylko chcesz, czyli czy Ukraina dorosła do Europy a Europa do Ukrainy i czemu Rosja wciąż trzyma łańcuch kijowski (i nie puszcza)

Chciałbym co tydzień mieć taki materiał do zaprezentowania, żeby co chwilę zachwycać czymś nowym. Żeby szczęka opadała. Ale nie mam. Świat mknie do przodu nieustannie szybko, entropia wzrasta. Choć z dnia na dzień nie dzieje mnóstwo rzeczy przełomowych, to ludzkość na tym nie traci, bo gwałtowne zmiany też nie są odbierane jako bezpieczne. Tygodnie mijają, liście z drzew spadają, budynki się walą, tsunami nadchodzą, dzień jest coraz krótszy, lodowce topnieją. Jest normalnie, a przynajmniej sądzimy, że tak jest, bo nie znamy innej normalności. Trochę zawiało bezsensem? Nie dziwię się, przecież jest klaustrofobiczno-refleksyjna jesień.

Kierunek wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja...


Balansowanie między Wschodem a Zachodem. Polityka Ukrainy w pięciu słowach. Wygląda na to, że takie rozwiązanie przestaje mieć rację bytu. Niepodpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią zadziałało na społeczeństwo ukraińskie, jak dotąd o wątpliwym pierwiastku obywatelskości, niczym płachta na byka. Tymczasem na miejsce Ukrainy podczas szczytu w Wilnie wskoczyła Mołdawia, Gruzja. Dla nich to jeden krok w przód w kierunku większej integracji w przyszłości. 2020, 2025, może to będą ich lata, tak jak naszym był rok 2004. Kto wie. Zaś dla Ukrainy wynik szczytu partnerstwa wschodniego to zapowiedź kolejnej kilku(nasto)letniej stagnacjo-wegetacji pod radzieckim rosyjskim butem. Wystarczyło, że na Kremlu podniosły się groźby zakręcenia gazu, czy wzmożenia "kontroli" dla importowanych do Rosji ukraińskich produktów. (To drugie w rzeczywistości jednak miało miejsce, niektóre gałęzie gospodarki ukraińskiej podobno zmniejszyły obroty o połowę.) Prezydent Janukowycz szuka względnie neutralnego, wieloznacznego i bezpiecznego dla niego samego wyjścia z sytuacji. Razem z całą Partią Regionów forsuje teraz pogląd, że Unia jest zbyt mało hojna dla narodu ukraińskiego, nie chce przeznaczać pieniędzy na pomoc dla gospodarki ukraińskiej i w ogóle nie daje jakichkolwiek gwarancji na przyszłe przystąpienie do "europejskiego sojuza". Cały ich rząd zachowuje się jakby był księżniczką, z którą dwaj królowie chcą się ożenić, ale ona nie chce się określać i czeka na potencjalnie lepsze oferty zamążpójścia. Tyle, że Zachód nie będzie prosić w nieskończoność, a Janukowycz wygląda jakby nie wiedział, że to Ukraina w przyszłościowym rozrachunku wyjdzie lepiej na zbliżaniu się do UE niż sama Unia. Przecież prawie pewnym jest, że jeśli nasz wschodni sąsiad w końcu stanie się dwudziestym którymś państwem członkowskim, to będzie jak odkurzacz wciągał jeszcze więcej milionów euro niż my dziś, a wtedy także my staniemy się jego płatnikiem, choć zapewne pozostaniemy na piedestale "gęb do wykarmienia" Europy. O to, że zaczniemy karmić ukraińskiego potwora, który kiedyś "ugryzie rękę, co jeść daje" raczej nie powinniśmy się martwić, bo po pierwsze Ukraina jest naszym największym potencjalnym sojusznikiem w forsowaniu legislacji nam przydatnej w Parlamencie Europejskim, a po drugie otwarty rynek wschodni to miejsce ekspansji dla polskich firm. Oczywiście jest także kilka mankamentów, np. założenie, że zaleje nas tanie zboże ukraińskie i nasi rolnicy przestaną być atrakcyjni dla nas samych (choć slogan "dobre, bo polskie" pozostanie). Jednak z ogólnych nastrojów społecznych wydaje się wynikać, że nam samym, może to przynieść więcej dobrego niż złego.

Kiedy zabierałem się za poruszanie tego tematu, nie przewidywałem raczej jakichś zbiorowych rozruchów społecznych w Kijowie, a wygląda na to, że takie mają miejsce. Od co najmniej dwóch dni trwają wielotysięczne (niektóre media mówiły nawet o 200 tysiącach demonstrantów!) protesty, którym towarzyszą incydenty z "uczciwą" milicją w roli głównej jak np. pobicie kilkudziesięciu osób na tzw. Majdanie, czy Placu Niepodległości w stolicy. Atmosfera niepewnego jutra sprzyja także bardziej wandalskim wybrykom jak np. wtargnięcie siłą do budynku Rady Miasta Kijowa i późniejsza demolka sali posiedzeń. Wyglądające jak rodzime pewne środowiska grupy próbowały także sforsować milicyjną blokadę przy gmachu prezydenckim, jak dotąd bezskutecznie, choć media nieustannie alarmują, że przekraczane są kolejne barykady. Przewrót? Oby nie krwawy.

Sytuacja zaszła tak daleko, że władze rozważają wprowadzenie stanu wyjątkowego, co mogłoby się skończyć pacyfikacjami przez tzw. "siły bezpieczeństwa". Opozycyjni liderzy nawołują do strajków generalnych i do obalenia rządu. Niektórzy z nich mówią nawet o rewolucji. Ile w tym prawdy przekonamy się niebawem.


Ukraińskie społeczeństwo chce do Europy. To widać na załączonych zdjęciach. Chce prawdopodobnie nie tylko ze względów ekonomicznych. Unia Europejska to nie tylko strefa wolnego handlu. To prawa człowieka i obywatela, wolność słowa, wolność druku, szeroko pojęta tolerancja. Idea. Unia Europejska to pewien standard. Standard  kulturowy, który sprawia, że na przykład Turcji nie układa się z Unią tak dobrze, jak by tego chciała. Co wybierze Ukraina? Unię Europejską czy rosyjską unię celną? Czy dzisiejsze protesty zmienią kierunek ukraińskiej polityki zagranicznej na bardziej konkretny? A może lepiej żeby Ukraina zaczęła już drukować ulotki "Ukraina w UE 2050"? Tak czy inaczej powinno się to stać jeszcze za naszego życia.


Nie będę udawał, że coś jeszcze mam ciekawego do powiedzenia, bo nie mam. Zakończę więc tym jedynym, ale chyba bardzo ważnym tematem. Szczególnie dla nas - Polaków, tak bardzo powiązanych więzami historii z naszym wschodnim sąsiadem.

Trzymajcie się ciepło i spoglądajcie na wschód! 

M.


Serdeczne pozdrowienia w imieniu jednoosobowej redakcji gorazdowskipogodzinach.blogspot.com przesyłam wiernej i cierpliwej czytelniczce, drogiej właścicielce maskotki-brokuła (wymagania zachowania pełnej anonimowości); załączam dobre słowo i pozostałe uprzejmości.