wtorek, 29 października 2013

Strumień, tydzień III/IV

Od publikacji ostatniego postu, sporo się działo. Miałem okazję być częścią większego przedsięwzięcia zwanego modelowymi obradami ONZ. Było wyśmienicie. Jestem bardzo usatysfakcjonowany, ale niedosyt jak zawsze pozostaje. Nie chodzi nawet o samą treść i zawartość debat, które na tzw. munie miały miejsce, lecz bardziej o ludzi, którzy wraz z tobą w tym uczestniczą. Miałem okazję odświeżyć kilka znajomości, kilka nawiązać i zasadniczo motywujące jest to, że można poznać takie osoby, które mają wspólne cele i bądź co bądź zainteresowania. Poza tym przebywanie w sympatycznym gronie to także niewymierna korzyść. Jednak tym trzem dniom wytężonych dyskusji stała się zadość i należałoby wrócić do normalności. Chciałbym poruszyć jakieś ważne z punktu widzenia mojej percepcji tematy, ale "niusy" jakie serwują nam media w ostatnich dniach są niczym wysokoprzetworzona żywność o wątpliwej wartości odżywczej.

Ukaże się więc kilka wiadomości, które mogą nie mieć ze sobą nic wspólnego. Będzie krótko, ale treściwie. Tym niemniej zapraszam.

Elektryk na prezydenta, prezydent na elektryka


Zmarł Tadeusz Mazowiecki, polityk czasów transformacji, jej ucieleśniony symbol, ale raczej odniosę się do powiązanego z nim Lecha Wałęsy. Ostatnimi czasy, kiedy przysłuchuję się wypowiedziom byłego prezydenta Wałęsy, z całym należytym mu szacunkiem, po żmudnym procesie deszyfracji tego co było zawarte w jego skrócie myślowym coraz bardziej zaczyna mnie dziwić co on mówi. Niedawno powiedział, że demokracja w Polsce "szwankuje". Ja osobiście nie zauważyłem w kraju jakichś nastrojów wywrotowych, czy też nieprzeciętnej aktywności skrajnych organizacji. Wydawało mi się, że wszystko ma się dobrze, przynajmniej w tej materii, która jednak jest podstawą funkcjonowania wszystkiego innego. Okazuje się, że nie. Oczekujmy wobec tego kolejnego puczu i lepiej zawczasu przygotujmy się do niego. W ogóle pominąłem tu wątek jak Lech Wałęsa się wypowiada, ale to byłby dłuższy wywód. Podobnie jak ja, robi to przez strumień myślowy, tylko wydaje mi się, że aby być bardziej efektywnym w kontakcie potrzebowałby jeszcze tłumacza - samego siebie. Niestety, fakt, że były prezydent jest niewykształcony jest nie do ukrycia. Ale uwaga, niewykształcony, wcale nie oznacza głupi. Oznacza tylko tyle co zaprzeczenie słowa wykształcony, choć może częściowe zaprzeczenie w tym wypadku. Tak samo jak wykształcony, nie oznacza od razu inteligentny lub mądry, co akurat można łatwo potwierdzić zerkając na kolejne wysypy magistrów z Wyższych Szkół Gotowania na Gazie i tym podobnych.

Spór bez korzyści, czy spór bez celu?


Miałem pod koniec września nieprzyjemność korzystania z autobusu, w którym chciałem kupić bilet. Automat do biletów był nieczynny, udałem się więc do kierowcy. Po przyjęciu przez kierowcę informacji, że biletomat jest nieczynny, nie zaskoczyły mu w głowie trybiki, że chcę od niego kupić bilet. Po ponownym zapytaniu odparł bełkotliwie, że coś tam coś tam i dlatego mi nie sprzeda. Zbyt kulturalny też nie starał się być, żeby się własnemu sumieniu nie narazić. Z trudem rozróżniałem poszczególne słowa, gdy starałem się zrozumieć o co mu chodzi. Chcąc czy nie, jechałem bez biletu całą drogę. Szczęśliwie, raczej powinienem powiedzieć - normalnie, przynajmniej na tej linii, kontroli nie było. Jeszcze w trakcie jazdy napisałem maila do ZDiTM w celu wiadomym. Odpowiedź przyszła po ok. 30 dniach. Nie dostałem oczywiście żadnego zwrotu, ani niczego podobnego, zresztą przecież nie taki był cel tego zażalenia. Nie oczekiwałem także, że kierowcę wyleją z roboty, co mam nadzieję się nie stało. Z umiarkowaną radością i satysfakcją przyjąłem więc informację o....

                                            

Za więcej dziękuję. Więcej mi nie trzeba. Wystarczyła mi oficjalna odpowiedź na piśmie oraz to, że ktoś się w ogóle interesuje wiadomościami wpływającymi na adres e-mail pod tabliczką "skargi". Jest jeszcze nadzieja dla tego świata. Przepraszam. Dla ZDiTM jest nadzieja. Może kiedyś uda mi się znaleźć powód żeby napisać gratulacje, a nie skargę.

Na dziś to wszystko. Nic więcej nie zaprząta mi głowy.

Szczególne podziękowania,
ślę do dwóch pań nieustannie domagającyh się postów, Aleksandry i Karoliny.
Komentujcie a będzie wam dane. 

Pozdrawiam,
M.



sobota, 19 października 2013

Strumień myślowy, tydzień II; krowy i czerwoni

Kolejny piątek rodzi uśmiechy na twarzach dzieci i młodzieży. Syndrom dnia piątego zapewne udziela się wszystkim, z wyjątkiem tych pracujących weekendami. Dzisiejszy dzień przebiegł pomyślnie, bez większego niż zwykle trudu. Będąc w domu, znalazłem wreszcie czas by napisać o tym o czym rozmyślałem przez cały tydzień, bo niestety w jak to w pracujące dni bywa, czas wolny jest reglamentowany i ciężko dostać tyle by w pełni zaspokoić własne wygórowane potrzeby.

Mam parę myśli co do kilku konkretnych spraw, zbiorę je tutaj.

Sprawa pierwsza

czyli humanitaryzm zwierzęcy stosowany


Krówki cierpią
stwierdził w lipcu br. Sejm RP, po czym dodał, że cierpi jeszcze wiele innych zwierzątek gospodarskich wszelkiej maści i zaraz potem w głosowaniu obalił nowelizację ustawy o ochronie zwierząt, która dopuszczała tzw. ubój rytualny, czyli ubój zwierząt bez uprzedniego ich ogłuszania. Wobec tego posyłanie krówki pod nóż, nie przywaliwszy jej uprzednio w baniak dowolnym tępym narzędziem jest nielegalne. Ustawa nie dopuszcza jakichś wyjątków od jej stosowania i w związku z tym taki sposób uboju nie jest dopuszczalny ani na skalę przemysłową, ani prywatnie. Moim zdaniem zasadniczo są to dobrze wytyczone standardy, bowiem przedłużanie agonii przedstawicieli innych gatunków ssaków raczej nie należy do rzeczy, które ludzkość chciałaby mieć na sumieniu. Z drugiej jednak strony takie przepisy prawa ograniczają konkurencyjność polskiego eksportu mięsnego, co nie jest zjawiskiem pożądanym przez przedsiębiorców. W tym momencie należy dokonać wyboru, czy bliższa jest nam droga ku ograniczeniu wykrwawiania się świnek, czy droga pieniądza. Takiego wyboru każdy już powinien dokonać sam, choć w zasadzie każde rozwiązanie tej kwestii byłbym w stanie zaakceptować. Nie da się zawsze zadowolić wszystkich, co powinno się mieć na uwadze przy dyskusji na ten temat.

Od tego czasu minęło już kilka miesięcy, jednak nierozwiązany problem powrócił niczym bumerang, który zawrócił odbiwszy się o bramy Podlasia.

Tatarzy zamieszkujący obszar wschodni i północno-wschodni naszego kraju są muzułmanami. Kilka dni temu podczas ich święta, w Bohonikach napadła na nich pseudoprawdziwa grupa "inspektorów" ochrony zwierząt. O mało nie wyważyli bramy posesji, na której znajdowali się przedstawiciele mniejszości tatarskiej. Forsując ogrodzenie przerwali uroczystości religijne domagając się ich zakończenia. Wbrew pozorom w tle nie zażynano krów, ktoś więc na muzułmanów musiał "uprzejmie donieść", a członków stowarzyszenia prozwierzęcego (nie żadnych "inspektorów") zawiadomić. Smutnym faktem jest to, że islamiści usłyszeli słowa "skoro mieszkacie w tym kraju, to musicie przestrzegać jego prawa". Zabrzmiało to jakby było kierowane do nieproszonych gości, których ktoś chce się pozbyć, a przecież oni także są obywatelami RP i mają prawo swobody wyznania religijnego. Niestety niektórym trudno zrozumieć, że obywatelem Polski może być nie tylko katolik z ojca znad Odry i matki znad Wisły. Szczególnie trudno jest to zrozumieć w dzisiejszej rzeczywistości, w której 98% mieszkańców Polski to Polacy z pochodzenia, a mniejszości etniczne (nie mówiąc o narodowych) stanowią margines, którego wymierną wartość można porównać z wymierną wartością błędu statystycznego. Pomyśleć, że jeszcze niespełna 80 lat temu polscy Polacy stanowili "jedynie" 66% ludności kraju, a pozostałą część stanowili ludzie, których dzisiaj określilibyśmy jako Białorusinów czy Ukraińców, choć wówczas oni sami mieli wątpliwości co do tego kim tak naprawdę są. Całej zaistniałej sytuacji jest jednak w pierwszej kolejności winny mętlik legislacyjny w naszym kraju, bo tak naprawdę nikt nie wie czy ustawa o ochronie zwierząt w aktualnym brzmieniu jest zgodna z Konstutucją czy nie. 

Kilka dni później na fali ksenofobicznej krytyki wszystkiego co obce dla przeciętnego Polaka w skandalicznych okolicznościach doszło do podpalenia meczetu w Gdańsku. Nieprzyzwyczajeni do towarzystwa murzyna, żyda, homoseksualisty, czy właśnie muzułmanina staramy się ich zdominować? Zasymilować? Dać bilet powrotny do miejsca skąd przyleźli? Brak różnorodności kulturowej w Polsce czyni  nam wszystkim szkodę i jesteśmy zmuszani do bycia reprezentowanymi przez grupy podpalające miejsca kultu. Świetnie, lepiej nie mogliśmy się ustawić.

Tymczasem wszystko w rękach Trybunału Konstytucyjnego, który ma sprawdzić zgodność ustawy o ochronie zwierząt z konstytucyjnym prawem do poszanowania wolności uroczystości religijnych i samej religijności (art. 53 Konstytucji RP: http://www.sejm.gov.pl/prawo/konst/polski/kon1.htm). Orzeczenie mamy poznać wkrótce.

Na marginesie: jak można mówić o  traktowaniu zwierząt i używać słowa humanitarny? Wg PWN humanitarny to: 

wykazujący troskę o człowieka, jego potrzeby, mający na celu jego dobro; ludzki

Czy mamy więc traktować zwierzęta jak siebie samych, jak ludzi? Sama definicja tego słowa przeczy jego używaniu w taki sposób. Nie wiem czym to można zastąpić. Może animalitarny, albo animitarny? Obie opcje są równie kreatywne co bezsensowne.

Sprawa druga

czyli kochajmy Armię Czerwoną


Pomnik żołnierza  i kobiety znajdujących się w dwuznacznej zauważalnie jednoznacznej pozycji został postawiony kilka dni temu w Gdańsku. Nielegalnie. Pod osłoną nocy. Wywołał powszechne obrzydzenie oraz publiczne zgorszenie, a zaistniał przy jednej z bardziej ruchliwych ulic.
Artysta miejsce ustawienia pomnika wybrał nieprzypadkowo - zaraz obok innego, przedstawiającego czołg T-34 w wypatroszonym stanie muzealnym. Powiedział, że chciał zwrócić uwagę na mnóstwo pomników-czołgów rozrzuconych po polskich miastach, które tak naprawdę nie mają żadnego przesłania dla obserwatora. No właśnie, czy takie pomniki-czołgi to są miejsca publicznego kultu militarnego? Chyba nie. Miejscem podziwiania technologicznej inwencji radzieckiej? Raczej też nie. To czym w takim razie są? Hołdem dla żołnierzy ze wschodu, którzy wyzwolili Polskę spod okupacji i przynieśli wolność, wino i śpiew? To na pewno nie, bo to nawet z trudem mi przeszło przez gardło.

niedziela, 13 października 2013

Strumień myślowy, tydzień I

Ospała niedziela. Etymologia słowa niedziela w dzisiejszym wypadku pasuje bardzo dobrze do stanu mojego mózgu. Szarlataństwo nieustającej od tygodnia pseudochoroby powala mnie prawie na każdym kroku. Kroku uczynionym po kolejną i kolejną i kolejną chusteczkę do nosa. Mimo to  klasycznie nie poddaję się. 

Kolejny dzień w świecie informacji jest tym co lubię. Lubię wiedzieć. Mówi się, że wiele bezsensownych informacji zapełnia ciągle nasze umysły, w takim razie albo są one jak rura kanalizacyjna, która przepuszcza co chce, i w którą stronę chce albo jak nieskończona studnia. Żadna opcja dostatecznie mnie nie przekonuje.

Wiadomość pierwsza

W poniedziałek na okładce "Sieci" Tomasz Lis przebrany za oficera SS, trzymający w zakrwawionej dłoni różaniec, jako symbol nagonki na Kościół realizującej się w mediach w ostatnich dniach/tygodniach. Ciekawe: gazeta sama używa określenia "w mediach", co oznaczałoby, że sama jest elementem tej nagonki i sama w tym bierze udział. Nagonki rozumianej jako ogólnokrajowej dyskusji na temat pedofilii wśród duchownych jednoznacznie atakującej Kościół za bezczynność. Czyżby gazeta złapała się we własne sidła i to na dzień przed własnym wydaniem? Na pewno nie, choć dla pewności lepiej jutro przeczytać.


Zasadniczo fakt wyjścia na jaw tylu problemów duchowieństwa jest interesujący wraz ze stosunkiem hierarchów do nich. Niedyplomatyczne wypowiedzi arcybiskupów, przewodniczących episkopatów, które na następny dzień muszą oni dementować, odwoływać (a potem sami oskarżać media o manipulację) ocierają się całą powierzchnią swojego jestestwa o śmieszność oraz kompromitację wraz z pożałowaniem. Dobrą drogę wytycza tu papież, który bez zbędnego tuszowania wyrzuca sprośnych watykańskich klechów na zimny bruk placu Świętego Piotra. Do tej pory było ich prawdopodobnie trzech, których podejrzewając o molestowanie Franciszek wyrzucił profilaktycznie z rzymskiej kurii. Co więc siedzi w Rzeczpospolitej, że tutaj sytuacja jest dokładnie odwrotna? Tutaj próbuje się odsyłać niepewnych księży do pracy z dziećmi tłumacząc się nieprawomocnością wyroku, jaki zapadł. Głowa boli, jak się o tym myśli.


Ktoś próbuje to nazwać nagonką na Kościół. Jest w błędzie, po pierwsze dlatego, że Kościół to pojęcie które pochłania zarówno ludzi świeckich jak i duchownych. Problem pedofilii wśród ludności świeckiej owszem także istnieje, ale ze względu na maskulinizację Kościoła oraz jego zasadnicze przymioty i wartości takie "zdarzenia" powinny być tam szczególnie piętnowane i stanowczo nieukrywane. Co do poglądu o winie samych dzieci za fakt molestowania ich przez inne osoby (jak widać także księży) to jest to już w ogóle poniżej wszelkiej granicy racjonalnego, konsekwentnego myślenia. Ale no tak, przecież kobiety - ofiary gwałtów - w Indiach też "same się o to proszą". Czy na prawdę popęd płciowy jest jak śmigło pracującego wiatraka? Zawsze w ruchu, zawsze w działaniu, zawsze napędzane? W takim razie wciąż jesteśmy zwierzętami. Porównanie może niezbyt trafne, ale jak dla mnie wystarczające.

Wiadomość druga


Referendum w Stolicy Rzeczypospolitej zakończone. Sondaże "na wyjściu" wskazały, że 27,2% warszawiaków brało udział, wobec granicy ważności głosowania przy progu 29% uczestniczących mieszkańców. Mizernie. Najbardziej otyli w PKB mieszkańcy naszego kraju nie zechcieli ruszyć się do urn. Demokracji jest przykro. HGW nie jest, bo zostaje na swoim krzesełku. Ale niech lepiej się go trzyma, bo gdyby tłum był o 2 punkty proc. większy to już by w domu płakała, bo 93% głosów było za jej odwołaniem. Jak widać głos ludu żeby mieć siłę sprawczą, musi mieć też miarę. Ta miara ją uratowała. Notabene bardzo przypadł mi do gustu skrót HGW. Jest jakby materializacją wszystkich złych, plugawych cech prezydenta Warszawy (nie feminizuję języka) w ustach jej przeciwników. Zjawisko na kształt próby zrównania jej człowieczeństwa do rzeczy, przedmiotu, czegoś namacalnego i fizycznego. Intrygujące.

Rozrywki dnia siódmego

Dziś nie pracowałem nad niczym, pochłonęła mnie więc rozrywka. Częściowo czytelnicza. Jestem w trakcie pokonywania stron "Roku 1984" G. Orwella. Melodyjna, płynąca niezmiernie ciekawie opowieść ma się ku końcowi, ale że nie czytam szybko to jeszcze kilka liści z drzew spadnie zanim skończę czytanie. Niestety przez przypadek byłem świadkiem zdradzenia zakończenia książki komuś przez kolegę D. Kolega D. nie był świadomy mojej obecności lub najwyraźniej nie wiedział, że taką pozycję zechcę jeszcze kiedykolwiek przeczytać. Na moje szczęście nie był to wywód obfity i motywuje mnie pośrednio aspiracja, żeby go zweryfikować z moimi wyobrażeniami.

Z rozrywek w świecie wirtualnym należy nadmienić pojawienie się Mafii II na koncie mojego profilu Steam. Gra bardzo interesująca i przyjemna dla oka wywołała u mnie natychmiastowe skojarzenia z LA Noire, obie produkcje są bowiem osadzone w Ameryce lat 40. Klimat jest przedni, fabuła liniowa, ale nie razi mnie to zbytnio, bo świat jest otwarty. Krążowniki szos wyglądają przepięknie, bowiem są z okresu, w którym wytworność i detal przedkładano nad prostotę i funkcjonalność. Chyba mogę polecić, szczególnie, że jest możliwość otrzymania Mafii II za darmo po głosowaniu w Golden Joystick Awards, dzięki wsparciu ze strony firmy Greenman Gaming. Warto zajrzeć, bo do wyboru także Civilization V, a takich promocji nie ma codziennie. Ważność oferty do wyczerpania nakładów także lepiej nie marnować czasu, jeśli chce się być pewnym.

Na dzisiaj tyle, jutro z definicji dzień wolny, cieszmy się wtem.

Pozdrawiam serdecznie
M.

Reinkarnacja, redefinicja, restauracja

Bez startów moi drodzy. Nie mam na to ochoty. Przedstawiać się nie będę, bo to nie orędzie państwowe. Zaczynam chcieć na powrót formułować swój strumień świadomości. Forma ujawni się, jeśli ten twór przetrwa. Zwróćcie uwagę na nowy adres. Jest bardziej populistyczny, przez co bardziej mi się podoba. Taki "głównonurtowy" żeby nie zapożyczać tego i owego.

Odpalmy więc wspólnie racę, wystrzelmy z pistoletu przed rozpoczęciem biegu. Oznaczmy ten kolejny start, ale bez zbędnej satysfakcji. Jak się powszechnie uważa wszystko musi mieć początek, choć na przykład Wszechświat może okazać się nieskończonym ciągiem. Nie miejcie do mnie pretensji jeśli jakieś zdanie będzie wyrwane z kontekstu względem poprzedniego. Jeśli to się nie przyjmie u mnie w głowie, forma tego tworu dziennikowego sama to zweryfikuje.

Do pracy, rodacy.
(Odnoszę się do samego siebie w liczbie mnogiej w celu wyobrażenia tłumu dopingującego mnie do pisania; czy jest on rzeczywisty to mniej ważne).

Nieustanne pozdrowienia,
M.