Wszyscy jesteśmy zajęci w tej chwili naszymi wyborami - ostatnie momenty na spojrzenie w media po aktualne relacje co kto powiedział, kogo jak nazwał, kto i gdzie wygłosił orędzie oraz czyje było na wierzchu. I owszem to ważne. Ale na naszych oczach dzieje się też inna historia. A wspomina mi o tym moje zdjęcie zrobione dokładnie 4 lata temu przed ambasadą Polski w Tel Awiwie, pod adresem Soutine 16 i to właśnie wtedy gdy głosowałem tam w poprzednich wyborach do parlamentu.
W sobotę w krwiożerczych i barbarzyńskich atakach Hamasu ze Strefy Gazy na Izrael zginęło kilka tysięcy osób, wiele zostało porwanych - jak na tragicznie zakończonym festiwalu muzycznym sterroryzowanym przez wojowników na motolotniach. Bojownicy Hamasu zapuścili się daleko poza Gazę i osiągnęli na pewien czas kilka miasteczek na południu Izraela. Do tego ataku przyłączył się Hezbollah z Libanu, który ostrzelał Izrael od północy, na wzgórzach Golan. W odpowiedzi Izrael ostrzelał zarówno Hezbollah, jak i lotniska w Syrii. Przez kilka dni gromadzono siły wojskowe na granicy Strefy Gazy, która przez lata była w zasadzie obszarem zamkniętym - zarówno od strony, oczywiście, Izraela, jak i Egiptu, który nie chciał brać za Palestyńczyków z Gazy odpowiedzialności od końca wojny sześciodniowej w 1967. Do Gazy można wjechać, ale zasadniczo nie można już stamtąd wyjechać (chyba, że jest się cudzoziemcem). Teraz rząd izraelski rozrzuca ulotki w mieście Gaza w północnej części strefy - "Uciekajcie na południe, zostawcie wszystko!". Gaza, miasto w którym żyje populacja porównywalna do Warszawy, było już bombardowane od kilku dni. W międzyczasie odcięto miastu wodę i prąd. Teraz Gaza jest u progu inwazji, którą wojska izraelskie rozpoczną lada chwila. Egipt odmawia otwarcia granicy ze Strefą od południa. Jest to chwila historyczna i odwrócenie historii, po tym jak za rządów premiera Szarona Izrael wycofał swoje osiedla i wojska z środka Strefy w 2004. Miała pozostać ośrodkiem zamkniętym. Dziś zdecydowano o początku jej końca.
Gdy byłem w Izraelu pod koniec 2019 roku byłem świadkiem ataku rakietowego z Gazy na południowy Tel Awiw. Choć "świadek" to chyba za dużo powiedziane - o tym, że uniwersytet jest zamknięty dowiedziałem się od kolegi z akademika, a o tym dlaczego jest zamknięty dowiedziałem się z internetu. Zagrożenie wydawało mi się iluzoryczne i zupełnie nie czułem się w niebezpieczeństwie. Aszdod, Aszkelon - miejscowości przygraniczne, może mogą się obawiać - myślałem - ale nie Tel Awiw. Myślałem, że rakiety leciały, lecą i będą lecieć, a Izrael będzie je raczej z większą niż mniejszą skutecznością odpierać. Całe państwo sprawiało wrażenie bardzo dobrze przygotowanego i bardzo dobrze zabezpieczonego. Dziś cudzoziemcy są z Tel Awiwu ewakuowani. W mieście, jak i w całym państwie, obowiązuje stan wojenny i godzina policyjna. Ambasada na Soutine 16 jest zamknięta, a polska komisja wyborcza w ambasadzie jest zlikwidowana.
Widziałem kilka miejsc w Izraelu poza wielkimi miastami, ale nie udało mi się wtedy pojechać do obszarów, w których mieszkają Palestyńczycy. Wizyta w Gazie była od początku poza dyskusją. Obawiałem się samodzielnej podróży do Zachodniego Brzegu, więc liczyłem na grupę znajomych studentów, która jednak się nie zebrała. Betlejem, choć było najbliżej, wydawało się zbyt nieautentycznym ośrodkiem religijnej turystyki, bardziej atrakcyjnym celem byłaby Ramallah, największe miasto, lub Hebron, miasto ze słynnymi enklawami izraelskimi wewnątrz. Ostatecznie o tym co działo się w Hebronie i podobnych miejscach mogłem się dowiedzieć tylko z portali takich jak Breaking the Silence.
Nie jestem związany emocjonalnie ani z narodem izraelskim, ani z narodem palestyńskim. Pochodzę z wystarczająco dalekiego, i geograficznie i kulturowo, zakątka świata, względem nich, by tak o sobie powiedzieć. Myślałem, że nieco poznałem ten kraj, ale raczej zjadłem tylko kilka dekoracji z powierzchni ciasta, wciąż tkwiąc w niewiedzy o tym co leży w środku, a co dopiero na spodzie.
Emocje moje zostały jednak z tamtymi ludźmi i tamtymi miejscami - ze znajomymi z uniwersytetu, z naukowcem Hindusem, którego poznałem w akademiku, z panią Ruth, u której wynajmowałem pokój w wieżowcu w Ramat Gan, ze sklepem, w którym robiłem zakupy i z parkiem Ha-Yarkon, gdzie odpoczywałem. Tak przykro mi teraz, gdy widzę, że tak wielopoziomowe zło nawiedza ludzi i miejsca, które są dla mnie znajome.
Wpis oryginalnie ukazał się na Facebooku 13 października 2023 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz